______pozwólmy wspomnieniom dzieciństwa______


____________znów zobaczyć świat______________

________by i nasze dzieci poznały ich czar_________

22 listopada 2009

"CÓRKI KRÓLOWEJ BORANY" Hanna Zdzitowiecka


Przecudna baśń , a właściwie legenda o początkach Wisły i Warszawy. Napisana w niecodziennym języku, ale zrozumiałym i jakże żywym. Nie ma tu bohaterów ludzkich, a tylko przyroda, która wprost ożywia, rozkwita na kartach tego niepozornego, bardzo zniszczonego egzemplarza książki Hanny Zdzitowieckiej. Do tej pory twórczość tej pani kojarzyła mi się przede wszystkim z opisem świata zwierząt ("W norach i jamkach", "W lesie", "Nad wodą", "Pazie i rusałki"), a tu taka niespodzianka. Autorka nadal pozostaje jednak wierna opiewaniu wspaniałości natury, tym razem jednak bohaterami są góry Beskidy, rzeki Czarnocha i Białka czy ziemia Lan. Niesamowite pióro opisuje ich piękno i historię narodzin naszej narodowej rzeki, powstania kraju Polski i stolicy. Czytając tą lekturkę widziałam wszystko wyraźnie oczami wyobraźni, przyżywając to co działo się w przyrodzie. Niesamowite, ale czułam się po prostu jak na łonie natury, jak w moich ukochanych górach. Tam jest tak cicho, spokojnie. Oczywiście pozornie, bo życie tętni i moc wrażeń czeka tam na każdego.
Ilustracje również nietypowe, jakby malowało je dziecko, które wiele kolorów pomieszało i trudno cokolwiek konkretnego tam znaleźć. Ale chyba o to chodzi, by się skupić i wejrzeć, by wyłonić to co ukryte i wartościowe. Na pierwszy rzut oka chaotyczne, "pod spodem" mistrzowsko ujęte i ukazane obrazy dawnego świata, można by rzec - nietkniętego ludzką ręką i nogą.

"W najdłuższy dzień lata wyszła przez górską szczelinę pierwsza fala nieśmiało, niepewna co ją czeka. Wyszła przystrojona wieńcami z chabrów i złocieni, dzwonków i macierzanki, które rzucały jej na pożegnanie obie siostry (...). Fala postała z połączonych wód Czarnochy i Białki, biegła żywo przed siebie, pluszcząc i szemrząc pomiędzy kamieniami. Gdy napotykała niskie, skalne progi, zeskakiwała z nich z szumem, otoczona bryzgami piany. Mijała ciemne świerkowe bory i odwieczne puszcze, w których dęby walczyły o miejsce ze strzelającymi w niebo sosnami i rozłożystymi bukami. z ich cienia wychodziły ku niej wielkie, czarne, brodate żubry i groźne długorogie tury. Stada łań przywodziły swe młode nad jej brzegi. Towarzyszyły im niedościgłe jelenie o pięknych porożach. Czasem zjawiał się łoś z łopatami rogów na głowie. Spragniony pił czystą, orzeźwiającą wodę, niesioną z gór przez falę. Mijała jasne, prześwietlone słońcem zagajniki i brzeźniaki, gdzie igrały po gałęziach wiewiórki i zanosiły się śpiewem różnobarwne ptaki. Mijała też żyzne pola z kłoszącym się żytem i ukwiecone łąki pachnące sianem. Cieszyła się, kiedy strudzeni ludzie szukali przy niej ochłody."


Biuro Wydawnicze "Ruch", Warszawa 1970

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz